poniedziałek, 7 września 2015

Poszerzenie pola walki

Można odnieść wrażenie, że Michel Houellebecq pisze ciągle o tym samym. Życiowa rezygnacja, samotność, ból codziennej egzystencji. O tym właśnie były poprzednie jego dzieła, które zdarzyło mi się czytać, i o tym też jest jego debiutancka powieść. Jest to w gruncie rzeczy prosta historia o pogrążającym się w depresji przedstawicielu klasy średniej, dla którego życie straciło jakikolwiek sens (ciekawe, że wydanie angielskie jest nawet zatytułowane „Whatever”).


Książka została napisana już dobre parę lat temu i to widać. Przede wszystkim: nie ma internetu. Zabawne to stwierdzenie niesie za sobą poważne konsekwencje. W takim świecie samotność jest absolutna. Można jej zaradzić co najwyżej przy pomocy różowego telefonu, za który rachunek przyniosą nam potem na koniec miesiąca. Albo idąc do klubu, gdzie jednak trafia się w sam środek poszerzonego pola walki:
„Liberalizm ekonomiczny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych. Podobnie liberalizm seksualny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych. [...] Niektórzy wygrywają na obu polach; inni na obu przegrywają. Przedsiębiorstwa wydzierają sobie młodych wykształconych ludzi; kobiety wydzierają sobie młodych mężczyzn; mężczyźni wydzierają sobie młode kobiety; zamęt i poruszenie są wielkie”.
Pierwszoosobowa narracja bohatera, wypełniona przede wszystkim bólem istnienia i bezkompromisowymi obserwacjami, zawiera nie tylko relację z paru miesięcy jego życia ale też wiele fragmentów metatekstowych. Znajdziemy w niej chociażby rozważania o tym, dlaczego ma ona taką a nie inną zwięzłą formę („by osiągnąć zupełnie inny cel filozoficzny [...], będę musiał się streszczać”) czy błyskotliwe uwagi o tym, że tradycyjna forma powieści nie jest gotowa by opisać „obojętność i nicość”. 

Tak duża samoświadomość i erudycja bohatera każe wątpić w jego autentyczność, jednak nie o nią tutaj chodzi. W jakiejś części na pewno słyszymy głos samego autora. Co zadziwiające, wśród tego całego nihilizmu i zrezygnowania, to co chce on nam ostatecznie przekazać jest piękne i proste. Otóż jak zwykle rozwiązaniem jest miłość:
„Powoli zaczynałem rozumieć, że wszyscy ci ludzie – mężczyźni czy kobiety – nie byli wcale obłąkani; brakowało im po prostu miłości. Ich gesty, ich zachowania, ich twarze zdradzały rozdzierające pragnienie kontaktu fizycznego i pieszczot; ale to, oczywiście, nie było możliwe. Więc jęczeli, krzyczeli z wszystkich sił, rozdzierali sobie skórę paznokciami [...]”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz