Druga po „Jetlagu” powieść inżyniera memetycznego Michała Radomiła Wiśniewskiego to kolejna dawka smutnych opowieści o perypetiach polskiej klasy średniej. Na książkę składają się trzy główne wątki przeplatane – tak jak poprzednio – miniaturowymi portretami postaci pobocznych. Znów owe miniatury wychodzą autorowi najciekawiej, ale główny nurt, mimo że dotyczy w większości pijackich ekscesów czy bezsensownego spędzania wczasów w czterogwiazdkowym hotelu all‑inclusive, również – dzięki mistrzostwu językowemu autora i jego zdolności pisania autentycznych dialogów – czyta się jednym tchem.
wtorek, 22 grudnia 2015
God Hates Poland
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Silmarillion
„Silmarillion” J.R.R. Tolkiena od zawsze leżał na bibliotecznej półce w moim rodzinnym domu, jednak nigdy nie dane było mi przebrnąć przez więcej niż kilka czy kilkanaście stron – być może z powodu niezbyt imponującej prezencji PRL-owskiego wydania. Wydawnictwo Czytelnik postanowiło je w 1985 roku „upiększyć” ilustracjami litewskiego artysty Stasysa Eidrigevičiusa, nijak niepasującymi do treści dzieła. Bo cóż tam robią, wyglądające jak wyrzeźbione z drewna, ludziki z bulwiastymi głowami, odziane w czarne szaty i owinięte pasami białego materiału, który też czasem wyłazi im z oczu niczym łzy? Nie sposób tym surrealistycznym wizjom odmówić uroku, ale też – zupełnego nieprzystawania. Tak samo zresztą okładce przedstawiającej jakiegoś
– znów ni to wystruganego, ni to wprost ze snów wyjętego – dwuwymiarowego ptaka dziobiącego trójwymiarowe jajo.Wydanie Czytelnika z 1985 roku. Właściwie to ten ludek w pewnym stopniu pasuje... |
A może – jak każda dobra opowieść – jest?
niedziela, 22 listopada 2015
Mężczyźni bez kobiet
Najnowsza książka Harukiego Murakamiego to siedem opowiadań, które łączy wspólny motyw: związki mężczyzn z kobietami. Zaskakujące jest, że tytułowe opowiadanie całego zbiorku wypada najsłabiej. Dobrze podsumowuje je umieszczony na okładce cytat: „Ciemne i gęste cienie marynarzy rozsypują dokoła ostre pinezki metafor”. Efekciarskie operowanie słowem, z którego niewiele wynika.
niedziela, 1 listopada 2015
Ekonomia. Instrukcja obsługi
Ostatnimi czasy pada bastion neoklasycznej teorii ekonomii. Po kryzysie roku 2008 coraz więcej osób zauważa, że całkowita wolność nieregulowanego rynku i rządowy leseferyzm wcale nie są remedium na wszelkie zło. Ha-Joon Chang prezentuje nam aż dziewięć różnych szkół, czy też teorii, ekonomicznych i przekonuje, że każda z nich w pewnym sensie ma rację. A raczej: że żadna nie ma.
Po krótkim zdefiniowaniu tego czym chciałaby być, a czym jest, i jaka jest ekonomia, a także zaprezentowaniu owych szkół, autor przechodzi do rozważań o różnych aspektach życia, którymi ekonomia się zajmuje: produkcji, dochodach, konsumpcji, pracy, bezrobociu, handlu zagranicznym, finansach. Najciekawiej jest, gdy obala popularne mity głoszone przez wyznawców jedynej słusznej szkoły, pokazując twarde, zaprzeczające im dane. Okazuje się, że to co działa w przypadku jednego kraju, w konkretnym momencie historycznym i okolicznościach, wcale nie musi być dobrym rozwiązaniem w zupełnie odmiennej sytuacji. Wydawałoby się oczywiste, ale najwyraźniej nie jest.
***
Tłumaczenie słabe, ale wydanie ładne |
***
środa, 28 października 2015
Humans of New York: Stories
Książka przyszła do mnie wczoraj pocztą zza oceanu. Wieczorem usiadłem sobie wygodnie na kanapie, z kubkiem herbaty pod ręką i subtelną muzyką w tle. Miałem zamiar przejrzeć pobieżnie parę stron, by następnie zająć się czymś innym. Ostatecznie jednak wieczór przeszedł w noc i chcąc nie chcąc dotarłem do końca. Pokrzepiony na sercu, z nowo odnalezioną miłością do gatunku ludzkiego, moja mizantropia tymczasowo wyleczona, a dzieło Brandona Stantona odłożone na półkę – pewnie jeszcze nie raz do niego wrócę.
niedziela, 18 października 2015
Samolubny Gen
Każdy chyba uczył się w szkole, albo przynajmniej słyszał, o Darwinie i jego teorii ewolucji. Uznajemy ją zwykle za coś oczywistego, rzadko kiedy tak naprawdę się nad nią zastanawiając. A przecież „O powstawaniu gatunków” stało się początkiem całkiem nowej dziedziny nauki i przewróciło do góry nogami to, co ludzkość wiedziała o świecie do tej pory. Warto byłoby chyba zgłębić temat – „Samolubny gen” Richarda Dawkinsa doskonale się do tego nadaje.
czwartek, 15 października 2015
Piekło pocztowe
Nigdy nie byłem fanem Terry'ego Pratchetta. Ładnych parę lat temu przeczytałem cztery jego książki (z początków twórczości: „Kolor Magii”, „Blask Fantastyczny”, „Mort” i „Straż! Straż!”) i nie miałem potem szczególnej ochoty na więcej. Jednak stwierdziłem, że być może coś mnie omija i że chciałbym dać temu powszechnie uwielbianemu pisarzowi jeszcze jedną szansę (albo może – sobie dać szansę). Pewna przemiła osoba zasugerowała mi kilka pozycji, które mogłyby mnie do Anglika przekonać; spośród nich wybór mój padł na „Piekło pocztowe”.
“Ci ludzie w wieżach chcieliby być dumni z tego, co robią. Tak? To ciężka praca, za którą marnie im płacą, ale oni i tak żyją dla przerzucania kodu. Tak? Firma ich wykorzystuje, każe harować nad siły, a oni nadal przerzucają kod!”
“A może czegoś tak wielkiego nikt nie potrafi dobrze prowadzić dla zysku? Może to coś jest podobne do Urzędu Pocztowego, może zysk pojawia się rozsmarowany na całe społeczeństwo?”
wtorek, 22 września 2015
Sto dni bez słońca
„Sto dni bez słońca” to tak naprawdę opis nie stu, a stu dwudziestu dni, spośród których słonecznych było jedynie piętnaście (czyli bez słońca powinno było być sto pięć) – to przekłamanie w tytule znakomicie podsumowuje główne tematy powieści Wita Szostaka. Chociaż „powieść” to może nieodpowiednie słowo, gdyż mamy tutaj do czynienia z dziennikiem, prowadzonym przez młodego uczonego, Lesława Srebronia. Dziennik ów jest relacją z jego pobytu na zapomnianej przez Boga i Wikipedię wyspie gdzieś na Atlantyku, jakieś sto kilometrów na północny zachód od wybrzeży Irlandii.
„Chciałbym powiedzieć, że Finnegany słyną ze znakomitej baraniny, ale te wyspy z niczego nie słyną (...)”
„Członkowie (fellows) St. Brendan byli dowcipni i błyskotliwi. Znaliśmy się już na tyle, że mogliśmy sobie pozwolić na drobne żarty z siebie nawzajem. Kiedy więc wzięty francuski socjolog, Jean-Étienne Balzavour, wstał pomiędzy przystawką a daniem głównym i dokonał życzliwej, przezabawnej parodii mej mowy z zeszłego tygodnia, byłem pierwszym, który bił brawo i zanosił się od śmiechu. Od razu odkryłem drugie dno żartu poczciwego Balzavoura. Nie chodziło bynajmniej o szydzenie z mojej osoby, lecz pokazanie, jak śmieszni jesteśmy – ja i moi przyjaciele z Finneganów – w oczach dekadenckiej Europy”.
„Mam świadomość, że powyższe akapity pozwoliły uważnemu czytelnikowi zorientować się, z kim ma do czynienia. Ten lapidarny wstęp nienachalnie szkicuje sylwetkę młodego i utalentowanego humanisty, obdarzonego żywą inteligencją, taktem i poczuciem estetyki; rozkochanego w tradycji i wierzącego w dawne wartości; skromnego, choć przecież świadomego swej wartości i kiełkującej wielkości. Jeśli czytelnik zaczął wyobrażać sobie taką właśnie postać, to śpieszę zapewnić go, że to wszystko prawda”.
„Mojej czystej, wyrafinowanej angielszczyźnie niewiele można zarzucić, natomiast finnegański akcent jest obiektem niewybrednych żartów nawet pośród Irlandczyków, z których wymowy śmieje się przecież cała Anglia. Ukryłem jednak swe oksfordzkie przyzwyczajenia i starałem się dostosować do tej wykoślawionej mowy, by nie ranić lokalnego patriotyzmu tych prostych ludzi”.
poniedziałek, 7 września 2015
Poszerzenie pola walki
Można odnieść wrażenie, że Michel Houellebecq pisze ciągle o tym samym. Życiowa rezygnacja, samotność, ból codziennej egzystencji. O tym właśnie były poprzednie jego dzieła, które zdarzyło mi się czytać, i o tym też jest jego debiutancka powieść. Jest
to w gruncie rzeczy prosta historia o pogrążającym się w depresji przedstawicielu klasy średniej, dla którego życie straciło jakikolwiek sens (ciekawe, że wydanie angielskie jest nawet zatytułowane „Whatever”).„Liberalizm ekonomiczny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych. Podobnie liberalizm seksualny to poszerzenie pola walki, walki, która toczy się w każdym wieku i we wszystkich klasach społecznych. [...] Niektórzy wygrywają na obu polach; inni na obu przegrywają. Przedsiębiorstwa wydzierają sobie młodych wykształconych ludzi; kobiety wydzierają sobie młodych mężczyzn; mężczyźni wydzierają sobie młode kobiety; zamęt i poruszenie są wielkie”.
„Powoli zaczynałem rozumieć, że wszyscy ci ludzie – mężczyźni czy kobiety – nie byli wcale obłąkani; brakowało im po prostu miłości. Ich gesty, ich zachowania, ich twarze zdradzały rozdzierające pragnienie kontaktu fizycznego i pieszczot; ale to, oczywiście, nie było możliwe. Więc jęczeli, krzyczeli z wszystkich sił, rozdzierali sobie skórę paznokciami [...]”.
czwartek, 3 września 2015
Pan Lodowego Ogrodu, tom 1
„(...) ogromny czarny ptak podobny do kruka (...) błyska na mnie białą powieką (...).– Nazywasz się Nevermore – mówię mu. – I zostajesz ze mną.– Nevermore! – kracze. Nigdy już!– Nareszcie to powiedziałeś – przytakuję z satysfakcją.”
niedziela, 23 sierpnia 2015
Jetlag
„dwa fotele zajęły kobiety w średnim wieku, ubrane zgodnie z korporacyjnym dresscodem, obgadują koleżanki.
– Bo tego nie można jej ujmować, ma fajne zachowanie.
– Tam już nie ma takiej przyjaźni. Tak siedzą wszyscy i fajnie, ale nie ma takiej przyjaźni”.
„Miłość to burżuazyjny konstrukt. [...] Ale co, jeśli przeciwieństwo jest prawdą i burżuazyjny konstrukt jest miłością”?
„FUCK THEJAZZ AGE
WE'RE THE
LOST
GENERATION”
niedziela, 19 lipca 2015
Vietnam: Rising Dragon
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Moja Walka. Powieść. Księga 1 i 2.
„W ostatnich latach coraz bardziej traciłem wiarę w literaturę. Czytałem i konstatowałem, że ktoś to po prostu wymyślił. Może dlatego że znajdowaliśmy się całkowicie pod okupacją fikcji i opowieści. Może uległy one inflacji. Gdziekolwiek człowiek się obrócił, zewsząd otaczała go fikcja”.
„Miałem przyjaciół. I słabość charakteru, przez którą mówiłem: tak, tak, chociaż myślałem: nie, nie, i tak się bałem zranić innych, tak się bałem konfliktów, tak się bałem, że mnie znielubią, że rezygnowałem z wszelkich zasad, z wszelkich marzeń, z wszelkich szans, ze wszystkiego, co miało smak prawdy, byle tego uniknąć”.
„Chodziłem po wyspie i rozmyślałem. Głównie o tym, że za wszelką cenę muszę stać się dobrym człowiekiem. (...) Jednocześnie przeczytałem dzienniki Haugego. Całe trzy tysiące stron. Przyniosły mi ogromną pociechę. (...) Hauge nieprzerwanie walczył z wyśnionym ideałem samego siebie, z tym, jaki powinien być, w opozycji do tego, jaki był. Wola podjęcia tej walki była w nim ogromnie silna”.