sobota, 27 lutego 2016

Tak. Wyjadacze

Tak. Wyjadacze - Thomas Bernhard

Dwa opowiadania Bernharda, napisane niedługo po „Korekcie”, tutaj zebrane w jednym tomie, chociaż dzieli je odstęp dwóch lat i stanowią odrębne całości. Znów podobny styl, długie zdania, chociaż bez tych mechanicznych niemal powtórzeń wciąż tej samej frazy, aczkolwiek z wciąż powracającymi tematami, rekwizytami czy myślami. Dalej melodyjnie i rytmicznie, a jednocześnie bardziej naturalnie.


Opowiadanie „Tak” po lekturze „Korekty” było dla mnie pewnym rozczarowaniem, gdyż pojawiają się w nim dokładnie te same wątki i schematy. Bernhard wydaje się mieć jakąś obsesję budowania. Tak jak tam był niezwykły Stożek, tak tutaj jedna z postaci wznosić będzie dom wyglądający niczym elektrownia – i znów czytać będziemy o materiałach budowlanych, o rozkładzie pomieszczeń, o metaforycznych (lub nie) znaczeniach owego przedsięwzięcia. Również tutaj pojawi się prosty człowiek, u którego przesiaduje bohater-intelektualista, i znów rzecz dzieje się wśród austriackiego lasu.

Głównym wszak motywem zarówno dwóch opowiadań, jak i „Korekty” jest osamotnienie jednostki pochłoniętej abstrakcyjnym celem. Wszyscy bohaterowie tych tekstów to „ludzie ducha” – stojący w opozycji do zwyczajnego świata, który widzą jedynie jako marne zbiorowisko mas bez ambicji. By wznieść się poza ową marność, poświęcają wszystko mniej lub bardziej absurdalnym badaniom naukowym. O ile Koller z „Wyjadaczy” zdaje się uważać, że jest to wybór i ciągła walka o zachowanie resztek duszy w opresyjnym świecie, to pozostali raczej nie wydają się dokonywać wyboru – robią po prostu to, do czego skłania ich charakter i predyspozycje umysłu.
„[Koller] ma prawo do własnego rozwoju, ma również prawo występować przeciw masie, przeciw wszystkiemu, jeśli mu na tym będzie zależało, a zależy mu nieustannie i niezmiennie, niczym innym nie żyje”.
Owa wyjątkowość, czy to wywalczona, czy naturalna i nawet nieuświadomiona, ma swoją cenę. Zaczyna się od zupełnego osamotnienia, wynikającego z obsesyjnego poświęcenia się idei, a kończy dużo gorzej. Chroniczna depresja wydaje się łagodnym wyrokiem wobec samobójstwa, na które decyduje się aż dwoje bohaterów. 

A skoro już jesteśmy przy zakończeniach, nie mogę oprzeć się wrażeniu że to z „Wyjadaczy” zupełnie nie pasuje do opowieści. Bohater nagle spada ze schodów i ginie, a narrator – jak gdyby zdając sobie sprawę z naszego rozczarowania – informuje nas, że jego dzieło przepadło i już nigdy nie poznamy dalszego ciągu. Zupełnie jakby Bernhardowi znudziło się pisanie i uznał, że można już w takiej formie tekst dać do druku. Po tym, co przeczytałem o pisarzu w posłowiu „Korekty”, wydaje mi się takie wyjaśnienie całkiem prawdopodobne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz